niedziela, 22 grudnia 2013

Świąteczna biżuteria, czyli poznajcie Rudolfa

Święta Bożego Narodzenia to okres spotkań z rodziną i coroczny problem, co na siebie włożyć. Czy podczas Wigilii trzeba być ubranym jak na otwarcie roku szkolnego, na galowo? Czy gładka bluzka i spódnica to za dużo, a wyciągnięty sweter to za mało? Trudno wyśrodkować, aby z jednej strony wyglądać elegancko i uroczyście, a z drugiej nie przesadzić i nie wyglądać jak z gali rozdania nagród filmowych. A jak już wybierzemy strój, to jak go uzupełnić? Moja propozycja to elegancja, ale z przymrużeniem oka, czyli poznajcie Rudolfa.

felted necklace reindeer

Rudolf to czerwony renifer, który był tak dobry, że dał się zaprząc w łańcuch razem z grafitowymi perełkami i małymi filcowymi koralikami. Przy zapięciu zaś znajduje się łańcuszek przedłużający ozdobiony filcową kuleczką. Muszę Wam w tym miejscu wyznać, że zrobienie takich małych równych kulek jest znacznie trudniejsze niż robienie większych form — potrzebną do ich wykonania niewielką ilość wełny łatwo podczas filcowania zgnieść na placek, a wtedy trzeba zaczynać od początku. Dlatego jestem naprawdę zadowolona z finalnego efektu.  

                             


Sprawdziłam też, w jakim towarzystwie Rudolf się najlepiej czuje. Gładka szara lub grafitowa bluzka w dekoltem w łódkę będzie naprawdę dobrym wyborem.




Wesołych świąt!

piątek, 13 grudnia 2013

Wrzosowy melanż

Od razu mówię, nie, nie chodzi o imprezę, a o wełnę czesankową w tonacji różowo-wrzosowej. Aczkolwiek to, co z niej przygotowałam, można spokojnie na świąteczne imprezy założyć. Wypatrzyłam ją w sklepie internetowym, no i po prostu musiałam ją mieć. Pięknie wybarwione pasma różu, fioletu i bordo po ufilcowaniu dają ładny wrzosowy odcień. A jeśli się filcuje na sucho, to już można zaszaleć i tworzyć spirale z kilku kolorów. Już jakiś czas temu pokazywałam Wam to zdjęcie z produkcji na Facebooku:

filcowanie na sucho



W ciągu tego jednego (ale za do baaardzo długiego) wieczoru powstały kolczyki i dwie bransoletki.
Kolczyki składają się z filcowych kulek: wrzosowych i różowych oraz porcelanowych korali w kwiatki.

wrzosowe kolczyki filcowane na sucho

Bransoletka typu lilou w zasadzie sama się chciała zrobić. Od razu miałam na nią pomysł, a sposób zapięcia w postaci połączonych ze sobą pętelek i sprytnych przesuwnych supłów uważam za bardzo prosty i jednocześnie efektowny. Gwiazdka wykonana jest z turkusu syntetycznego, do tego dwie filcowane na sucho kulki i metalowe koraliki. I na pętelce z tyłu gwiazdkowa zawieszka.

bransoletka typu lilou z filcowymi koralami i turkusem


bransoletka typu lilou z melanżowej czesanki

 Tak się prezentuje na ręce:

bransoletka typu lilou z melanżowej czesankizapięcie bransoletki typu lilou


Druga bransoletka wymagała zdecydowanie więcej pracy i czasu, choć najdłużej zajęło czekanie na listonosza z zamówionym sznurkiem jubilerskim w odpowiednim kolorze (fantastyczny sznurek marki PEGA), bo same kuleczki powstały tego samego wieczoru. W tej shamballi oprócz filcowych kulek w kolorze różu, bordo i wrzosu znajdziecie także koraliki szklane spectra i z naturalnego jadeitu. Końcówki zaplecione są węzłem ósemkowym i ozdobione szklanymi koralikami crackle. Bardzo wygodnie się ich używa do zaciskania bransoletki na ręce.

shamballa z koralami z filcu

shamballa z koralami z filcu i węzłem ósemkowym

I na koniec parę zdjęć rodzinnych:

kolczyki i shamballa z filcowymi koralami


kolczyki i bransoletki z melanżowej czesanki


Jeśli chcielibyście obejrzeć je na żywo, to będą one gościć na kiermaszu świątecznym, który odbędzie się w kawiarni Pod Stopami 15 grudnia.

niedziela, 8 grudnia 2013

Relacja z warsztatów tworzenia biżuterii

Spójrzmy prawdzie w oczy. I za okno. To nie był dobry dzień na wychodzenie z domu. Orkany jakieś, zawieje, zimne podmuchy wiatru wbijające się igiełkami pod płaszcze – nic, tylko założyć ciepłe papcie, okryć się kocykiem i popijać rozgrzewającą herbatkę, ciesząc się szczelnymi oknami. Dlatego też bardzo dziękuję uczestniczkom, które pomimo to zdecydowały się zawitać do kawiarni Pod Stopami, by wspólnie pofilcować. Okazało się, że ufilcowanie krągłej, zwartej kuleczki wcale nie jest takie trudne, a do zrobienia filcowego sznura bardzo się przydaje kuchenne doświadczenie w robieniu kopytek ;)

Najpierw zrobiłyśmy kolczyki z filcowych kulek zamkniętych w ozdobnej sprężynce:


kolczyki z filcu w ozdobnej sprężynce

A że kolczyki nie chciały być samotne, to od razu powstały do nich wisiorki:

kolczyki i wisiorek z filcu


Potem zabrałyśmy się za wałkowanie długich sznurów z filcu, z których następnie powstała bransoletka, a z pozostałych skrawków — dopasowane kolczyki. 


warsztaty filcowania na mokro


warsztaty filcowania na mokro


I gotowe prace :)

filcoolki warsztaty

sznur z filcu

Bransoletka, którą widzicie na zdjęciach to dwa filcowe sznury, splecione w makramowy węzeł Józefiny, zwany też marynarskim. Dlatego też moją wersję ozdobiłam zawieszką w kształcie koła sterowego.

bransoletka z filcowego sznura, koło sterowe

węzeł Józefiny z filcu

bransoletka z filcowego sznura

I na koniec, dla wielbicieli kotów, węzeł Józefiny w formie obróżki.

obróżka dla kota z filcu


 Do zobaczenia na kolejnych warsztatach!

niedziela, 1 grudnia 2013

Warsztaty filcowania na mokro

UWAGA:

Trwają zapisy na warsztaty filcowania na mokro!


7 grudnia: kurs tworzenia biżuterii z filcu
8 grudnia: kurs tworzenia ozdób choinkowych z filcu

Wszystkie informacje znajdują się na karcie WARSZTATY

Serdecznie zapraszam!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Filcowe żołędzie

„Kochany, kochany, lecą z drzewa jak dawniej kasztany...” E tam, lecą. Dawno już spadły. Na drzewach coraz mniej liści, robi się buro i ponuro, złota polska jesień ma się ku końcowi. Wszystkie kasztany wyzbierane, a na półkach w dziecięcych pokojach stoją na chyboczących się, patykowatych nogach smętne, wysuszone ludziki z kasztanów i niegdyś dzielne rumaki z żołędziowymi głowami. Pora je już chyba wyrzucić. Kasztany, które już straciły swój blask i kolor — z pewnością. Ale te żołędziowe czapeczki? Hmmm... A jakby nadać im drugie (w sumie to trzecie) życie? Trochę kolorowej wełny, sznurek jubilerski, a do tego kilka koralików i żołędziowa zawieszka et voilà! Mamy makramową bransoletkę i wisiorek do kompletu.











Double the fun, triple the excitement! Mając podwójne czapeczki, można zrobić dwukolorową zawieszkę. Kto powiedział, że żołędzie nie mogą być niebieskie?






Kolczyki też można zrobić.




A jeśli myślicie już o oryginalnych ozdobach na choinkę, to wystarczy zrobić w czapeczce dwie dziurki (ponoć bardzo się przydaje taka mała wiertarka modelarska, ja przewiercam grubszą igłą), przeciągnąć przez nie wstążeczkę i dokleić filcową kulkę (ładny przejrzysty koralik też będzie dawał radę) i będziecie mieć fajne żołędzie do powieszenia.


(zdjęcie z http://honestlywtf.com)


wtorek, 19 listopada 2013

Jesienne dynie

Za oknem coraz bardziej szaro, za to na bazarkach od ilości rozmaitej wielkości i kształtów dyń zrobiło się pomarańczowo. Jednym kojarzą się z rozgrzewającymi zupami, innym z dekoracją na Halloween. Ja postanowiłam zrobić lekkie, dyndające dynie z filcu. Sprawdziły się świetnie jako dodatek do stroju na mroczną imprezę, ale wyglądają równie fantastycznie skomponowane z wełnianymi płaszczami i dzianinowymi swetrami — idealnie ożywiają jesienno-zimowe kreacje.

Dynie ufilcowałam z delikatnej wełny merynosów (nie drapią), ozdobiłam przekładką i zawiesiłam na łańcuszku, którego każde ogniwo ręcznie wykonałam z drutu w kolorze antycznego złota.






Mój mały Sackboy cierpliwie pozował do zdjęć ;)






piątek, 15 listopada 2013

Wool is cool




Kilka lat temu, jadąc starym, odrapanym Ikarusem na uczelnię, zobaczyłam u jednej z pasażerek korale. Ale nie były to korale koloru koralowego. Jej naszyjnik tętnił barwami, niemal bił radością po oczach, wyróżniając się z tłumu smutnych, zmęczonych i ściśniętych tłokiem ludzi. Z czego on był zrobiony? Gapiłam się na dziewczynę jak sroka w gnat. Drewno? Nie. Plastikowe pewnie? E, nie, też nie. No to może jakaś porcelana? No ale nie błyszczy tak. Sznur nanizanych kulek zabił mi ćwieka. Wysiadając, zerknęłam ukradkiem z bliska. O rety, to materiał! Włóczka? Nie, ale kłębek czegoś. Wyglądało na ciepłe, miłe w dotyku i przytulne. Filc. Gumofilc - to jedyne skojarzenie, jakie wtedy miałam. Nikt takich filcowych korali wtedy nie nosił i nigdzie nie można było ich dostać. Musiałam takie mieć.

Zaczęłam zgłębiać temat i po owczym włosie do kłębka doszłam, jak i co. Poznałam teorię. Gorzej było z praktyką: wełna owcza przeznaczona do filcowania była w Polsce niemal niedostępna, a tam, gdzie była, słono kosztowała i wybór kolorystyczny był kiepski.

Już myślałam, że trzeba będzie temat własnej biżuterii z filcu porzucić, gdy nadarzyła się krótka wyprawa do Londynu. Był zimny, deszczowy listopad i pogoda niezbyt zachęcała do łażenia po mieście. W Internecie zaś niewiele było propozycji sklepów z wełną do filcowania. Jedyna strona, którą znalazłam, była w zasadzie tylko wizytówką firmy z jednym zdjęciem i adresem. Trzeba było spróbować.


Sklepik znajdował się na obrzeżach miasta. Z zewnątrz niepozorny, z nierzucającym się z oczy szyldem i niedoświetlony. W środku przy wejściu siedziała pani przy stoliku i ręcznie wypisywała rachunki, bo kasy fiskalnej nie było. Na zapleczu kręciła się starsza pani, właścicielka. Na półkach poukładane były włóczki i nici oraz rozmaite wykrojniki. W sumie jak w zwykłej pasmanterii. Ale to, co zobaczyłam pod ścianami, sprawiło, że poczułam się jak dziecko w sklepie z cukierkami. Wyobraźcie sobie dawny sklep kolonialny z workami wypełnionymi ziarnami kawy. A teraz, że zamiast kawy są motki najdelikatniejszej i najlepszej jakościowo wełny z merynosów. „I pełno ludzi w każdym wagonie, a w jednym krowy, a w drugim konie...” - każdy wór to inny kolor, a worów ze dwadzieścia. Zza uchylonych drzwi na zapleczu w pewnym momencie usłyszeć można było fragment rozmowy telefonicznej. Z przepięknym brytyjskim akcentem właścicielka tłumaczyła komuś przez telefon: „This is the Merino wool, it's made from sheeps'...”. Za nią stało wielkie krosno i inne sprzęty do gręplowania i barwienia wełny.

Z wypiekami na twarzy biegałam od worka do worka, tworząc własne zestawy kolorystyczne. Ze sklepu wyszłam z całym naręczem motków, igłami do filcowania i ręcznie wypisanym paragonem.

Teraz wełnę do filcowania można dostać w co drugim sklepie z produktami do handmade. Głównie jest sprowadzana z Niemiec lub Chin. Moje Filcoolki w większości są zaś ukulane z wełny własnoręcznie oczyszczonej, zgręplowanej i ubarwionej przez starszą panią z Anglii.