Na pewno każdy z Was robił kiedyś wiatraczki z papieru — wystarczyło kwadratową kartkę naciąć w rogach, zagiąć je do środka, a potem przez środek przełożyć zagięty drucik, żeby wiatraczek mógł się kręcić na wietrze.
Ja postanowiłam pobawić się nieco tym motywem.
W ruch poszły filcowe arkusze i nożyczki. Najpierw zrobiłam pojedyncze, białe malutkie wiatraczki. Żeby ich końce się nie strzępiły, wzmocniłam je bezbarwnym lakierem do paznokci.
Czerwone wycinane z koła:
Potem stwierdziłam, że może by tak zrobić dwukolorowe? Czemu nie?
A potem pomyślałam, że spróbuję jeszcze innego materiału. Zastanawiając się, co by tu pasowało, wpadły mi w ręce próbki skóry naturalnej, które dostaliśmy od tapicera. No i bach, pocięłam, potem namęczyłam się z przeszyciami, ale efekt czerni ze srebrem (użyłam bigli ze srebra pr. 925) był całkiem zadowalający. Żółte też wyszły nieźle.
I parę fotek rodzinnych:
Próbowałam jeszcze zrobić ceramiczne wiatraczki, ale niestety pierwsza próba była całkiem nieudana — wyszły za duże, nierówne, a szkliwo spłynęło. Ale widzę potencjał i podejdę jeszcze raz do tematu :)
Będą w sam raz, jak nadejdzie lato.