Wyzwanie, bo rzecz zupełnie niezwiązana z filcowaniem czy pleceniem makramy. Zupełnie nowy materiał i kompletnie inny styl, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Na warsztat wzięty bowiem został sznur z jedwabiu habotai, którego nazwa z japońskiego oznacza dosłownie dwie warstwy piór (robiono z niego jedwabne kimona) — jest lekki, miękki i zwiewny, a do tego barwiony na piękne, soczyste kolory. To sprawia, że idealnie się nadaje jako materiał na letnie naszyjniki czy bransoletki.
Wystarczy do takich sznurów dodać malutkie chwosty - które są obowiązującym w tym sezonie trendem, oraz złote elementy, a potem można już się bawić długościami, kolorami i zestawieniami.
Idealnie pasują do stylu boho - długich, kolorowych spódnic i zwiewnych bluzek, ale widziałam też je w zestawieniu ze skórzaną kurtką i muszę przyznać, że w nieco rockowym wydaniu też wyglądają fajnie.
Do podjęcia wyzwania nakłoniła mnie tytułowa Miśka, która zobaczyła gdzieś w sieci tego rodzaju naszyjniki i poprosiła o zrobienie kilku. Wybrała kolory i zatwierdziła długości, a potem jeszcze zapozowała w nich do zdjęć (zdjęcia z sesji na dole). Mam przeczucie, że to będzie hit tego lata :)
Dosyć gadania, pora pokazywania :)
1. Niebieski habotai z chwostami w kolorze fuksji, długość ok. 110 cm
Naszyjnik ma też tę fantastyczną funkcję, że można go nosić także jako bransoletkę. Długość 110 cm pozwala na 6-krotne oplecenie nadgarstka.
2. Zielony habotai z turkusowymi chwostami
3. Szary habotai z chwostami w kolorze malachitu
Szary jest nieco krótszy, można go opleść 5 razy wokół nadgarstka.
4. Sznur w kolorze fuksji z szarymi chwostami (można opleść 6 razy)
5. Malinowy sznur z beżowymi chwostami
Każdy z nich jest nieco innej długości, bo mieć kilka różnych kolorów i nie nosić ich razem, to grzech przeciwko boho ;)
Jako dowód - zdjęcia ze wspomnianej sesji:
I na koniec, jeśli nie jesteście jeszcze zmęczeni, fotka grupowa:
Przetestowałam je też na sobie. Są tak lekkie, że prawie ich nie czuć, do tego lekkie i kolorowe, a do tego świetnie wyglądają w zestawieniu (idealnie trzy na raz). Muszę przyznać, że ciężko się było z nimi rozstać. Muszę chyba zrobić kilka kolejnych ;)