Płynęła prawie sześć tygodni i już myślałam, że statek zatonął albo paczka zatonęła w otchłani Poczty Polskiej, ale nie. Dotarła w całości i nawet bez zagnieceń. W środku około 20 kolorów 0,5 mm nylonowej nici Superlon (S-Lon #18), trochę ceramicznych, autorskich koralików raku oraz sklepowe mieszanki japońskich drobnych koralików Toho. Te ostatnie w Polsce są bardzo popularne i można je kupić niemal w każdym sklepie z półfabrykatami do tworzenia biżuterii, ale w żadnym z nich nie oferują autorskich mieszanek (wink! wink!). Każda z nich łączy w sobie po 4–5 idealnie dobranych kolorów i jest to dobry pomysł dla tych, którzy lubią mieć wybór, a jednocześnie nie potrzebują jednego koloru w dużej ilości.
Teraz, skoro miałam już wszystkie materiały, nadszedł czas, by rozpocząć przygodę z mikromakramą.
Zasadniczo, mikromakrama od zwykłej makramy różni się tym przedrostkiem „mikro-”. Im cieńsze nici użyte do robienia splotów, tym bardziej makrama robi się mikro. Banał, nie?
Ale, ale. Im cieńsze nici, tym trudniej się na nich pracuje, tym więcej supełków trzeba zrobić, by uzyskać pożądaną szerokość czy długość splotu i tym trudniej nad nimi wszystkimi zapanować. Level up w stosunku do bransoletek przyjaźni z muliny, zaplatanych na kolanie w latach 90.
Ja się rzuciłam na głęboką wodę. Wybrałam trzy kolory i postanowiłam stworzyć mikromakramowy sznur, który wymyślony został przez świetną Sherri Stokey (http://www.knotjustmacrame.com) i jak dotąd spotykany tylko w jej pracach. Z fruwających emaliowanych ważek wybrałam jedną i dobrałam do niej pasujące sznurki.
Plecenie sznura (nie liczę czasu potrzebnego na rozgryzienie na podstawie zdjęć, jak taki sznur wykonać) zajęło 3 długie wieczory. Tutaj zdjęcie wyszło dosyć żółte, ale to dlatego, że robione przy lampce biurkowej gdzieś tak o 2 w nocy.
W końcu jednak dzieło ujrzało światło dzienne:
Zostało mi jeszcze trochę z odmierzonych sznurków, więc postanowiłam dorobić do bransoletki kolczyki.
A potem, skoro mi już tak dobrze szło, to zrobiłam jeszcze jedne, wykorzystując mieszkankę Toho Summer Sun i nić w kolorze Rust.
Lekkie, efektowne, a co najważniejsze — nawet po całym dniu noszenia ich nie czuć.